Wypad w Bieszczady

Początek września to dobry moment aby zaplanować wyjazd przed okresem rykowiska. W tym roku padło na Bieszczady. Przyznam się, że do niedawna o tym miejscu jedynie słyszałem. W zeszłym roku zaliczyłem pierwszy wyjazd w te okolice. Był to wyjazd rodzinny do Wetliny, na którym nie starczyło czasu na wędrówki po szlakach. Jednak ziarno zostało zasiane...

W tym roku, dzięki motywacji mojej drugiej połówki plan był jeden - piesze wędrówki po górach oraz zdjęcia. Kwaterę załatwiliśmy spontanicznie w trasie a padło na wieś Przysłup. 

Polonina Carynska

Tak się złożyło, że wyjazd zlał się z ogólnopolskim wysypem grzybów. Zrodził się więc chytry plan. Mimo zajmujących dużo czasu tras udało się przed zmierzchem wyskoczyć na szybkie grzybobranie. Jako, że Przysłup znajduje się jeszcze przed terenem Parku Narodowego zbieranie grzybów jest zgodne z literą prawa. Nie znaliśmy lasu niemniej udało się pozbierać trochę prawdziwków. 

Wieczorem zajrzeliśmy do znanego baru Siekierezada w miejscowości Cisna. Był to bez wątpienia największy kotlet schabowy w moim życiu. 

Na kolejne dni zaplanowane były wędrówki po bieszczadzkich szlagierach. W Bieszczadach dość popularnym środkiem transportu są prywatne busy. W tym okresie, praktycznie przy każdym bardziej znanym szlaku można załapać się na przejazd za niewielkie pieniądze. Plan był taki: samochód zostawiamy na jednym końcu szlaku a na drugi dostajemy się płatnym transportem. 

Na pierwszy strzał poszła Połonina Caryńska. Zostawiliśmy samochód na parkingu w miejscowości Brzegi Górne i pojechaliśmy busem do Ustrzyk Górnych. Szlak prowadzi przez dość strome podejście w lesie, które wychodzi na połoninę. Jest to obszar na szczycie gór, pozbawiony drzew. Widoki zapierają dech w piersiach. 

Jako, że po zejściu zostało jeszcze trochę dnia, zaliczyliśmy szybki i smaczny obiadek w Jadłodajni Smak w Wetlinie. 

grzyby Na wieczór znowu wyskoczyliśmy na grzybki nieopodal naszej kwatery. Oprócz prawdziwków pokazały się również rydze i namierzyłem stanowiska lejkowca dętego. 

Pogodę przez cały wyjazd mieliśmy piękną. Na drugi dzień plan był bardziej ambitny. Na tapetę trafiła Połonina Wetlińska. Ponieważ chcieliśmy zostać na zachód słońca na szlak wybraliśmy się odrobinę później a rano znowu wyskoczyłem na szybkie grzybobranie. Nic tak nie cieszy jak widok pękatego prawdziwka na ściółce. Jak mówi mój kolega „Jak oni są to robota się rąk nie trzyma”. Trasę zaczęliśmy od miejscowości Smerek by po długim podejściu wejść na połoninę. Tym razem dłuższy spacer szczytami gór to zdecydowanie większa dawka przemyśleń i zapierających dech widoków. Wędrówkę wieńczyła wizyta w legendarnym schronisku Chatka Puchatka. Tu zostaliśmy na malowniczy zachód słońca. Zejście ze schroniska do parkingu to w porównaniu do reszty trasy szybka przebieżka. Przebyta trasa to około 18 kilometrów. Na posiłek i małe piwo zajrzeliśmy do kolejnego kultowego miejsca „Bazy ludzi z mgły”. Wieńce mocnych byków nad barem i klimat miejsca sprawia, że człowiek czuje się jak u siebie. 

Nie ma wymowek Trzeci dzień to trasa na najwyższy szczyt Bieszczad czyli Tarnicę. Trasę zaczęliśmy z Ustrzyk Górnych by zejść do miejscowości Wołosate. Na tej trasie ruch był większy niż na dwóch poprzednich. Syndrom dnia trzeciego dało się odczuć w nogach. Robiliśmy częstsze przystanki. Gdy wchodziliśmy na połoninę minęło nas dwóch starszych panów z plecakami. Widać, że góry to ich życie. Nie było osoby, która by z podziwem nie odprowadziła ich wzrokiem. Aż wstyd się zmęczyć… Chciałoby się tak zestarzeć. I znowu połonina i znowu zdjęcia i piękne widoki. Potem zejście do Wołosatego. Na końcu szlaku mimo wczesnego wieczoru zaczęły odzywać się pierwsze byki. Odpowiedziałem na ich wołanie ze złożonych w muszlę dłoni. Prawdopodobnie za kilka dni grzmieć będzie cała dolina. Do samochodu dostaliśmy się autostopem. 

 

Kolejny dzień to już nasz wyjazd. Jednak wcześniej zrobiliśmy szybkie grzyby. Efekt - pół dużego koszyka lejkowców i drugie pół prawdziwków, rydzów i podgrzybków. 

Przy zbieraniu należy uważać. Poza borowikiem szlachetnym można było znaleźć też ceglastopore i żółtopore. Z ceglastymi trzeba wiedzieć jak postępować a żółtoporych zwyczajnie nie zbierać. Na koniec zostają przemyślenia i przyznanie racji tym, którzy mówią: „w Bieszczady wyjeżdża się tylko raz, później się tylko wraca”.